Sens życia i ziemniaczki

 Kiedy żyła jeszcze moja kochana cioteczka Helenka, zawsze potrafiła, nawet o tym nie wiedząc, dać mi to, czego akurat potrzebowała moja znękana duszyczka. Niby ciągle opowiadała te same historie o życiu na Wileńszczyźnie, a jednak za każdym razem mogłam z nich wyłuskać coś dla siebie.

To był akurat jeden z tych dni, kiedy złachana po pracy i lekko zdołowana przyszłam do niej zamienić parę słów i powiedzieć, że już wróciliśmy. Usiadłam przy stole w kuchni zdejmując czapkę a ona zaczęła mówić. Opowiadała o tym, co jadło się w jej rodzinnej wsi. O blinach ze śmietaną, baraninie z kociołka i ziemniaczkach ze skwarkami. O kartoflance i wielkich przepysznych jabłkach z sadu, o Wielkanocy i odświętnie przybranym stole. O małym pieczonym prosiaku z pomalowanym na czerwono jajkiem w zębach. O wielkiej babie polanej lukrem, obwarzankach i kwasie chlebowym.

Ten korowód kresowych potraw otworzył w moim skurczonym smutkiem serduszku małą klapkę i kliknęło. Olśniło mnie jaką radością jest karmić innych ludzi ale też doceniać rzeczy niezwykle proste. Ja ze swoim uganianiem się za głębią, dzieleniem włosa na czworo i wywlekaniem wszystkiego na lewą stronę potrzebuję kopa w tyłek, żeby się otrząsnąć i docenić sprawy trywialne. Zobaczyć, że czasami niewiele potrzeba do szczęścia.

Tamtego dnia poleciałam jak na skrzydłach zrobić mężowi pieczone ziemniaczki, które tak bardzo lubi, i patrzeć z rozrzewnieniem, jak pałaszuje je ze smakiem.

Pani Borsukowa

 

Pieczone ziemniaki na papierze do pieczenia

Pieczone ziemniaki na papierze do pieczenia


Komentarze

POPULARNE POSTY